Czy nasze kantory online wykreują „polską Nokię”
Rafał Brzoska, szef Integera, „ojciec paczkomatów” oświadczył niedawno, że zamierza zbudować polską Nokię w e-handlu. Należy chwalić i doceniać ambicję pana prezesa, który wierzy i mu się chce. Przy okazji rodzi się jednak pytanie: Czy w wyścigu do globalnej, nowoczesnej marki rodem z Polski nie jest dzisiaj bliżej leaderom branży wymiany walut online?
Polska Nokia, czyli?
Nasza gospodarka rozwija się szybko, szczególnie w porównaniu do innych krajów. Jednocześnie te pozytywne tendencje gospodarcze stabilizują się i przybierają postać długoterminowych trendów.
Wielu z nas jest dumnych z tego, co nam – Polakom – udało się osiągnąć przez 25 lat gospodarki rynkowej. Zmienia się też nasze postrzeganie za granicą, zarówno jako narodu, kraju jak i nas, pojedynczych, konkretnych osób. Wspólnie obalamy na szczęście stereotyp Polaka – pijącego, kradnącego samochody, cwanego. Coraz częściej dostrzega się nasze cechy – pracowitość, zaradność i dobre wykształcenie.
Wydaje się, że obecnie najbardziej brakuje nam firmy, która odniosłaby spektakularny pod względem: przebojowości branży, produktu, oraz duży, jeśli chodzi o wymiar biznesowy sukces światowy. Owej globalnej marki rodem z Polski, takiej Nokii tego pokolenia i stąd.
Nam jest trudniej, bo łatwiej
Rzeczona Nokia powstała w liczącej 5,4 mln ludności mieszkańców Finlandii. Spektakularny sukces Skype ma estońskie korzenie – kraju, w którym mieszka zaledwie 1,3 mln ludzi, znacznie mniej niż w Warszawie.
Nie bez przyczyny to właśnie mniejsze kraje są często zarodkiem globalnych produktów i firm. Ich populacje są zwyczajnie za małe, aby dało się tam utrzymać działając wyłącznie na rynku wewnętrznym.
W naszym przypadku jest inaczej. Jest nas wystarczająco dużo, żeby z produktu, który okaże się sukcesem na rynku krajowym „dało się wyżyć”. Czasem oznacza to nawet bardzo dostatnie życie;)
Część polskich przedsiębiorców zaczyna jednak przełamywać tą mentalną barierę i chce powalczyć o coś więcej.
Są początki, trzeba trzymać kciuki
Mimo, że mamy duży rynek wewnętrzny, jest on za mały dla niektórych – część przedsięwzięć musi sięgać dalej. I tak polskie przeboje ostatnich lat: szynowa PESA, autobusowy Solaris, CD Projekt Red (firma twórca gry Wiedźmin), czy właśnie Integer przecierają z ogromnymi sukcesami szlaki światowe, konkurując udanie z największymi, często wręcz zagnieżdżonymi na danych rynkach graczami.
Wraz z rozwojem gospodarki, doświadczeń i ambicji takich prób powinno i będzie więcej. Sprzyjać także będzie akumulacja kapitału, niezbędnego do dużych przedsięwzięć.
Co ciekawe, część pomysłów ma wyraźnie łatwiej w Polsce już na starcie. Pytanie czy wykorzystają swoją lepszą szansę. Do tej grupy, wszystko na to wskazuje, należy idea wymiany walut przez Internet.
Kantory online, kim jesteście i o co walczycie?
W Polsce działa kilkadziesiąt kantorów internetowych. Blisko 30 największych jest dostępnych w tabeli porównywarki Kurencja.com.
Większość z nich ma pomysł na biznes i ambicje podboju rynku. Na ile są one konkretne i co właściwie znaczą?
Z pewnością najmniejsze podmioty próbują szczęścia wg modelu: start nie kosztuje tak dużo, można spróbować, a nóż coś z tego będzie. Inny motyw części małych kantorów: koszty mamy niskie, jest to uzupełnienie do innej działalności, może to nigdy nie będzie polski Google, ale parę złotych wpadnie do domowego budżetu.
Wbrew pozorom, podeście małych kantorów nie jest nierozsądne. Ma sens. W małej grze.
Ale nie o taki sens zapewne chodzi tuzom tego rynku: największym platformom i kantorom online. Dla leaderów internetowej wymiany walut walka toczy się conajmniej o: zrobienie dużego polskiego biznesu. Czegoś co będzie znaczącym podmiotem na lokalnym rynku, wejdzie na giełdę, ew. osiągnie znaczną cenę w przypadku przejęcia czy fuzji itp.
Ale czy to też koniec? Czy to szczyt?
Szansa na globalną gwiazdę walutową z Polski jest duża, ale trzeba się śpieszyć
Polskie kantory i platformy internetowe mają lepszy punkt startu niż miałyby gdzie indziej. Za każdym razem powtarzamy jak mantrę: setki tysięcy kredytobiorców walutowych (a kredyty w CHF, EUR, USD liczone w miliardach zł), miliony emigrantów zarobkowych, wiele i coraz więcej coraz bogatszych firm.
Tak, to wszystko powoduje, że jest sens istnienia wielu podmiotów wymiany walut online. Potwierdza się to w życiu przez ich czas funkcjonowania i wyniki finansowe.
Ale czy znowu wystarczalność biznesowa naszego poletka nie będzie kulą u nogi tych, którzy mają potencjał wyjścia na rynek światowy?
Obroty takich potęg jak Walutomat, Cinkciarz, InternetowyKantor znacznie (conajmniej 3-4 krotnie) przewyższają przychody TransferWise, czy CurrencyFair – firm pochodzących z mniej lub bardziej krzemowych dolin, będących gwiazdami start-up meetingów/festów/bootcampów itp.
To cieszy i daje nadzieję, że możemy się doczekać polskiego operatora walutowego na miarę prowadzenia na świecie.
Jest tylko jedno ale. Podczas gdy te światowe serwisy walutowe skupiają się na transferze środków (transfer, nie wymiana jest usługa powszechną, ta druga w zasadzie dzieje się u nich „przy okazji”) nasze firmy koncentrują się na obsłudze Polaków zadłużonych w walucie obcej i wyjeżdżających na saksy. To wszystko ma wielki sens tu i teraz (tu i teraz są największe pieniądze). Ale obydwie grupy klientów kantorów i platform są… mało perspektywiczne. Rat kredytowych w walucie może być już tylko mniej, emigranci zarobkowi też, miejmy nadzieję, będą wracać.
Walka z leaderami światowymi wymaga bardziej uniwersalnej, którą oczywiście można i trzeba budować na bazie doświadczeń i zysków z polskiego eldorado.